Chipsy i cola to już panie przeszłość.
Ja wolę sok, głównie pomarańczowy, czasem pomidorowy ;) Ostatnio gustuję w pomidorowym z pieprzem. Colą wolę się delektować na stacji, najlepiej takową zakupić w sklepie nieopodal stacji, nazwanym przez lokalnych miłośników kolei "Sklepem Końca Pociągu". Czasami pofatyguję się z tym celu nieco dalej, do Lidla - promocje na puszkowe Pepsi kuszą ;)
Siedzenie przed komputerem i klikanie kilkaset razy myszą, zdawałoby się "bez sensu", nie jest najciekawszym zajęciem. Jednak dzięki temu nowe scenerie nie są gołe :) (screen 1.).
Gdy już cały odcinek będzie "zalesiony" zdawałoby się, że "Mission Complete", ale... nie ma tak łatwo ;) Po posadzeniu drzew czas na złapanie "dezerterów", którzy chcieli uciec "do góry" - gMaksowy magnez czasami się rozmagnesowuje :) (screen 2.).
Z latającymi drzewami już sobie poradziłem, teraz pora znaleźć rozwiązanie innych problemów spowodowanych "gMaksową partyzantką". Odpalam "program do tworzenia programów" (screen 3.) i wykorzystując (niewielką) wiedzę w tym temacie, piszę pomocnicze aplikacje - bardzo pomagają w tworzeniu, mam ich kilkanaście, jeden z nich - Generator Eventów - postawiłem nawet opublikować.
I nareszcie jest jakiś (skromny) efekt mojej pracy (screen 4.). To niestety tylko mała część tego, co trzeba jeszcze zrobić. Dlatego od czasu do czasu zamieniam trasopisarstwo na tworzenie scenariuszy czy modelowanie ;)
Na koniec moje "stanowisko pracy" - zdjęcie zrobione wiosną. Bez podstawki chłodzącej domowej roboty z "materiałów z odzysku" nie da się nawet na chwilę odpalić MaSzyny, choć po zastosowaniu sprężonego powietrza jest trochę lepiej.