Pozwolę sobie lekko odświeżyć wątek. 14. sierpnia 2011r. korzystając z okazji wybrałem się skuterem do Treblinki oraz w miejsce byłego obozu pracy i zagłady "Treblinka". Byłem u rodziny, a od tamtego miejsca do Treblinki jest tylko 18 kilometrów.
Włączyłem swojego komórkowego GPS-a z mapą uaktualnioną na 2009. rok (to ważne, czytajcie dalej), wyznaczyłem kierunek Treblinka - stacja kolejowa i ruszyłem. W Treblince nigdy nie byłem i miałem nadzieję, że na stacji również kilka zdjęć zrobię. Po około pół godziny jazdy zobaczyłem tablicę z nazwą miejscowości. Normalne miejsce, wieś jak wieś, niczym się nie wyróżniająca. Stanąłem przed tablicą, wyłączyłem silnik i zacząłem słuchać ciszy. Wdałem się w rozmowę ze starszym panem, który z resztą sam mnie zaczepił. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłem części jego wypowiedzi zrozumieć. Jedyne co pamiętam, to to, że samo miejsce byłego obozu znajduje się jeszcze około 12 kilometrów od wsi Treblinka i to, że droga tutaj wybudowana (jest widoczna na zdjęciu) została wybudowana przez Niemców od stacji kolejowej do obozu. Z początku były to same płyty betonowe, dopiero po wojnie Polacy zalali to asfaltem. Starszego pana nie trzymałem dłużej na słońcu, pożegnałem się i podziękowałem na rozmowę. Zrobiłem kilka zdjęć i dalej ruszyłem w stronę stacji kolejowej.
Po chwili docieram na stację. Jakież wielkie było moje zdziwienie! W miejscu gdzie była stacja, tory i cała infrastruktura nie było niczego innego poza zieloną trawą. Nie wiem tylko dlaczego moja mapa (przypominam o roku aktualizacji) uporczywie wskazywała, że znajduję się właśnie na samym środku szlaku. I tutaj mam nauczkę, aby nie ufać GPS-owi. NIGDY!
Starszy pan nakazał mi się kierować w stronę Kosowa Lackiego. Nie wskazał mi jednak kierunku, w którą stronę mam się kierować. A jako, że zupełnie nie znam tutaj okolicy, wstukałem cel - Kosów Lacki. I jak się okazało - niepotrzebnie. Na drodze wyjazdowej ze wsi Treblinka jest wyraźny znak kierujący do Muzeum Walk i Męczeństwa Treblinka. Jechałem tak około 8-9 kilometrów, 40 km/h. Droga nie pozwalała na więcej, identyczna jak we wsi, można porównać. W końcu dojechałem do miejsca pamięci. Wjeżdżając na terem muzeum ( i parking) przejeżdżałem przez przejazd kolejowy, a zasadniczo samą płytę przejazdową. Są to te same tory, które kiedyś były na stacji w Treblince. Wszystko zostało rozebrane a miejsce byłego szlaku kolejowego porasta trawa i inne rośliny w "korytarzu" głębokim na pół metra. Wjeżdżam na parking, zamykam skuter i idę wgłąb lasu kamienną ścieżką. Zaskoczyła mnie w tym miejscu jedynie frekwencja - na parkingu stało 5 autokarów lepszej klasy, z różnych krajów (ani jeden z Polski), mnóstwo samochodów i rowerów na stojaku rowerowym. Od razu było wiadomo, że to miejsce nie pozostało zapomniane.
Powyższy pomnik-drogowskaz znajduje się tuż przy skręcie na wjazd do muzeum, równolegle do pamiętnej drogi.
Kamienna tablica (a zasadniczo 6 kamiennych tablic) informujących o tym, co się wydarzyło w tym miejscu podczas II wojny światowej. Po Polsku, Jidysz, Rosyjsku, Angielsku, Włosku i Niemiecku.
Idąc dalej tą kamienną drogą, po chwili z prawej strony zbliżały się symboliczne podkłady kolejowe zbliżające się do rampy, na którą z pociągów wyładowywano ludzi. Dalej, po lewej stronie kamienie z nazwami państw wszystkich narodowości pomordowanych w tym obozie. W środku, największa - Polska. Niestety zdjęć nie mam, bo aparat odmówił posłuszeństwa - komunikat
Battery low wyjaśnia wszystko. Dalej, duży pomnik w kształcie grzyba i wielkie pole z porozrzucanymi kamieniami z nazwami miejscowości i nazwiskami osób. Największe dwa - Warszawa oraz Janusz Korczak i dzieci. Dalej nie ma co opowiadać...
Przy wyjściu wpisałem się do Kroniki, ale i poczytałem troszeczkę. Wpisy były nie tylko po polsku, ale i angielsku, niemiecku, francusku i innych językach. Wyczytałem, że starsza pani przez kilka lat oszczędzała, aby przyjechać z północnej anglii do swojego ojca, który został tutaj zamordowany, młodzież z Izraela specjalnie tutaj przyjechała autokarem, aby oddać cześć pomordowanym, często wpisy kończyły się słowami "Nigdy więcej!". Ja również się wpisałem, ale to pozostawię dla siebie.
Każdy powinien się tam pojawić. W Małkini zatrzymują się pociągi TLK/IR Warszawa - Białystok lub Kolei Mazowieckich Małkinia - Warszawa Wileńska a potem to już tylko jakieś 20 kilometrów np. rowerem. Trasa jest przyjemna, bez większych wzniesień - dla rowerzystów idealna. Wykorzystajcie ostatnie dni wakacji, polecam... :)