SOKiści (większość z nich, nie wszyscy) to moim skromnym zdaniem ludzie bez wyobraźni, niezdolni do logicznego myślenia lub w ogóle niezdolni do myślenia. Ich mózgi ograniczają się do sterowania procesami życiowymi, a myślenie jest już dla nich za trudne. Mają wtłoczone do pustych łbów, że "człowiek przy torach" MUSI rzucać kamieniami w pociągi, po prostu nie ma innej możliwości. Mają zakodowane, że człowiek z plecakiem lub z aparatem na terenie kolejowym MUSI malować sprejem wagony lub coś niszczyć, nie ma innej opcji. I koniecznie trzeba mu dawać mandat. Nie da się im wytłumaczyć, że jest się miłośnikiem kolei i szanuje się kolej, bo dla nich coś takiego jest niemożliwe, nie potrafią sobie tego wyobrazić, nie potrafią zrozumieć tymi swoimi małymi móżdżkami, że ktoś może interesować się koleją. Nie da rady. Nic się im nie da wytłumaczyć, bo oni mają nabite do łbów takie rzeczy, że każdy niszczy, maluje, demoluje...
Przykładów mogę podać wiele, ale podam 2, bo nie będę aż tyle pisał.
1. Jestem z kolegą przy szlaku, siedzimy na nasypie obok torów i obserwujemy pociągi, jest już późny wieczór. Podjeżdża patrol SOK, razem z policjantem w dwuosobowym składzie. Pierwsze słowa do nas: "Dużo macie kamieni?" Musieliśmy im kilka minut tłumaczyć, że my tu nie rzucamy kamieniami tylko obserwujemy pociągi, bo się tym interesujemy. I tak do końca nie uwierzyli. Kolegę wylegitymowali, ja wtedy jeszcze czekałem na wydanie dowodu osobistego, więc nie miałem go przy sobie. Odjechali wielce zdziwieni i z niedowierzaniem w oczach.
2. Lokomotywownia Lublin, obok obrotnicy. Wszyscy pracownicy mnie tam znają z widzenia i nikt nie robi problemu (poza kilkoma konfidentami). Poszedłem sobie tam, bo coś ciekawego mogło się zawsze trafić, z dworca to dwa kroki. Przyszedł też jakiś dziadek z wnukami i oglądali lokomotywy stojąc sobie na uboczu. I jakiś (za przeproszeniem) pieprzony konfident musiał nakablować. Patrzę, idzie dwóch żółto-czarnych. Przywalają się do dziadka i do mnie przy okazji. Dziadek się tłumaczy, mówi im "Panowie, po co tak się denerwować, my tu przyszliśmy na chwilę zobaczyć lokomotywy, bo chłopaki się interesują, nie robimy nic złego, nic się nie dzieje, zaraz pójdziemy" A oni mu cały czas odpowiadali w ten sposób: "Tu jest zakaz wstępu, tu jest śmiertelne niebezpieczeństwo, przyprowadził pan dzieci, a dzieci są NIEOBLICZALNE, mogą spowodować wypadek, tu cały czas jeżdżą lokomotywy, tu jest śmiertelne niebezpieczeństwo, śmiertelne niebezpieczeństwo, śmiertelne niebezpieczeństwo ble ble ble..." Ja mówię, że nigdzie nie ma tabliczki, że jest zakaz wstępu, nigdzie nie ma zamykanej bramy, każdy może tu wejść, na co dostałem odpowiedź: "Ty się nie wymądrzaj bo zaraz 500 zł dostaniesz!" (co za cham debil jeden). A jakie śmiertelne niebezpieczeństwo jak tam zastój był jak nie wiem co, nic się nie ruszało, nie jeździło, cisza spokój, aż śmieszne było jak mówił o tym niebezpieczeństwie. A człowiek chyba ma oczy i uszy i jak widzi, że coś jedzie to nie będzie stał na torach. Wyprowadzali nas z terenu lokomotywowni i zauważyli, że mam aparat: "A co to, aparat czy co?" Ja mówię, że tak. - "To zaraz na komendzie zdjęcia sprawdzimy" Ja mówię, że nie mają prawa, to jest mój aparat i moje zdjęcia i nie ma już zakazu fotografowania na kolei. Dziadek ich wyśmiał w tym momencie. Oni powiedzieli wtedy coś, co mnie najbardziej wkurzyło: "No ładnie pan dzieci wychowuje, potem będą tu przychodzić i malować wagony!" Mówię im, że na przykład ja szanuję kolej, jestem miłośnikiem kolei, nigdy bym nic nie zniszczył i nic nie maluję. Na to jeden z nich: "To właśnie ci co malują to są miłośnicy kolei!"
No wkur**łem się w tym momencie bardzo. Co za debil, tępy pusty dzban, parapet jeden złamany, pusty łeb, nic do niego nie dotrze, ma nasrane pod czaszką i tyle. Przygoda skończyła się spisaniem, ale mam bardzo złe zdanie o sokistach. Są tępi, głupi, bezmyślni, bez wyobraźni i bez mózgów.