W Krakowie w każdym miejscu można przejść spokojnie, jak i "zarobić w puzon" jak się "zasłuży" i to bez względu na dzielnicę. Kozłówek, Kurdwanów, Bieżanów NW, czy szeroko pojęta Nowa Huta. Inna sytuacja, gdy odbywają się derby Wisły z Cracovią. Wtedy (ale też nie zawsze) gonią się kibole między sobą, lub z policją (ostatnio w rejonie os Wysokiego). Bowiem prawdziwi KIBICE to nie byli i nie są na pewno! Co najwyżej domorośli półgłówki. To nie są dawne lata co się prali z "władzą" pod Arką, czy boje o powstanie kościoła w Mistrzejowicach, a także msze pod kapliczką przy pętli. Jednak w tamtych latach nie strach było przejść się z rodziną i małymi dziećmi na stadion i KIBICOWAĆ w czasie meczu, a potem na spokojnie do domu wrócić. W tamtych czasach by, który spróbował podskakiwać - zaraz Milicja, a w czasie większych "uroczystości" ZOMO jakby wpadło to pały szły w ruch się ogień czuło na plecach albo prysznic i sponiewieranie przez wodę z armatek wodnych na wozach. Potem na komisariat jazda "na poprawiny". Wtedy się tylko modlić by nie wieźli na komisariat, gdzieś na wieś pod miastem. Tam nie lubili jak się im ciszę przerywało i jeszcze większy "wpie*dol" robili, jak Ci z komisariatów w mieście...
Tamte czasy minęły i nie wrócą. W jednym kwestiach to dobrze, w innych wręcz przeciwnie...