****ąc się całęj tej dyskusji, postanowiłem wyrazić także swoją opinię. Pewnie się wiele osób zdziwi, ale popieram całkowicie iwana. Popieram jako niezłomnie wierzący człowiek ideę rozdziału kościoła od państwa. Tutaj nie chodzi o to, czy mi to przeszkadza w życiu codziennym, czy nie. Przeszkadza mi sam fakt tego irracjonalnego połączenia Polska-Krk.
W moim domu wisi krzyż. Wisi także w zborze, do którego uczęszczam. W obu tych miejscach mam osobiste prawo czuć Boga i wyrażać jego istnienie. Nie rozumiem jednak, w jaki sposób wyraża istnienie Boga szkoła, do której chodziłem, a krzyże były porozwieszane nie tylko w salkach religii. Nie rozumiem też krzyża w urzędzie podatkowym, ponieważ pieniężną kolektę (ofiarę) złożyłem ostatniej niedzieli gdzie indziej. A już krzyż w sejmie mnie wręcz razi. Tam jest przecież ustalane prawo nie Boże, lecz społeczne; nie przez Boga, ale jedynie przez (no właśnie - po części) ludzi, którzy mają Boga w sercu. Nie musi tam wisieć, bo prawo i ogólnie całe państwo nie musi działać (tylko) w imię Boże - co tłumaczyło by obecność tegoż krzyża tam, wystarczy, że tego działania nie zabroni, i że każdy obywatel będzie to robił z osobna wedle własnego uznania (np. niech sobie dozwolą aborcję - ja i tak nie skorzystam z tego prawa z powodu uznawania osobiście pewnych praw mojej religii.) Skoro wisi już tam krzyż, to ja rządam zawieszenia jeszcze kolejnego, prawosławnego, gwiazdy Dawida, i półksiężyca. Przesada? No to najlepiej zdjąć wszystko.
ps. heh, cenzura :P Tam na początku miał być wyraz, będący pochodnym od "słuchać" oczywiście ;-)