Stare, jednolite PKP było dobre w czasie siermiężnego socjalizmu, zanim rozwinęła się indywidualna komunikacja. Niestety socjalizm w PKP pozostał. Kolejarze nie myślą o tym, jak by tu obsługiwać jak najwięcej klientów, przewieźć jak najwięcej i jak najszybciej. Opłaca im się likwidować bocznice, nawet całe linie kolejowe, likwidować połączenia, złomować tabor który mógłby jeszcze pracować. Socjalizm nie wyjdzie z PKP dopóki myślenie się nie zmieni. Podział PKP na poszczególne spółki był krokiem w dobrym kierunku, niestety się nie sprawdził.
Po 1990 roku transport drogowy się rozwinął kosztem dróg. Był tańszy niż kolej, bo nikt nie wliczał w ceny amortyzacji infrastruktury drogowej. Płacimy za to osobno poprzez uszkodzenia prywatnych samochodów, wypadki, hałas, stanie w korkach i przeznaczenie podatków na naprawę dróg. Teraz znów rękami rządzących robimy ogromną dotację do transportu drogowego, w postaci odbudowy bezpłatnych dróg. A kolejarze w tym czasie żyli we własnym świecie i zwijali interes.
Myślę, że przejęcie transportu kolejowego w Polsce przez inne państwo nie miało by sensu. Przy tak ogromnych dotacjach do transportu drogowego i mentalności zarządzających (bo raczej nie przyjedzie z Niemiec kilka tysięcy ludzi inaczej myślących) niewiele się może zmienić. Chory jest system, który dotuje przedsiębiorstwa transportu drogowego, budując im drogi, za zużywanie których nie muszą płacić tyle, ile faktycznie to kosztuje, podczas gdy transport kolejowy musi sobie sam finansować infrastrukturę, a jednocześnie nie musi sobie szukać nowych klientów, bo jakoś tam trwa.
Monopol w skali kraju miałby sens, jeśli jedna firma zarządzała by zarówno drogami jak i kolejami (może również drogami wodnymi). Wtedy by się szybko okazało, jaki transport jest tańszy i efektywniejszy.