Rozwiń to o rowerzystach i pieszych, bo może to być ciekawe.
Tu miałem na myśli głównie dwie sytuacje. W sytuacji gdy kierowca podjeżdża do skrzyżowania, gdzie musi ustąpić pierwszeństwa oraz gdy szykuje się do wyprzedzenia innego samochodu. Kierowca samochodu, po wprowadzeniu przepisu idzie na łatwiznę. Wtedy na horyzoncie wypatruje po prostu dwóch święcących lamp, zamiat wszelkich innych obiektów, jakie mogą się tam pojawić, na przykład pieszego lub rowerzystę. Którzy i tak już nieźle obrywają na drogach. A rowerzysta, nawet z zaświeconą lampą jest znacznie mniej widoczny niż samochód. Jednak przed wprowadzeniem przepisu kierowcy zmuszeni byli do dokładniejszej obserwacji drogi, więc szanse rowerzysty jako bycia zauważonym w niebezpiecznej sytuacji rosły.
Oczywiście, przepis o włączaniu świateł ogólnie jest dobry, wprowadzający go miał jak najlepsze intencje, ogólnie poprawia on bezpieczeństwo. Jednak akurat nie pieszych i rowerzystów! Także nie mówmy, że jest doskonały, bez wad!
A odnośnie wymiany żarówki, oczywiście że nie należy czekać z tym do października, ale możliwość dokończenia podróży mimo awarii jest jednak sporą wygodą. A teraz, jadąc dalej ryzykujemy mandat czy po prostu zatrzymanie do czasu naprawy, no w skrajnym przypadku zabranie dowodu rejestracyjnego. Po prostu warto o tym pamiętać.
Może podsumuję, żebyście nie patrzeli na mnie jako na zagorzałego przeciwnika jazdy z włączonymi światłami. Ogólnie przepis jest dobry, poprawia bezpieczeństwo, akceptuję ten przepis i stosuję się do niego. Ale akceptując ten przepis należy świadomie zaakceptować również jego wady, o których niestety lobbyści nie informują zupełnie.