Przy okazji innej informacji domyśliłem się, do czego służą te klucze. Otóż po katastrofie wybuchł spór między związkowcami a rządem. Związkowcy twierdzą, że ślimaczenie się z wdrożeniem zdalnego sterowania na tej linii przyczyniło się do wypadku. Jest w tym malutkie ziarenko prawdy, bo pewnie wtedy nadzór nad sytuacją ruchową byłby lepszy. Z kolei resort transportu nie bez racji argumentuje, że lokalne urządzenia w Larissie, prawidłowo użytkowane, zapewniały bezpieczeństwo. Podkreślono, że tam jest nastawianie przebiegowe (podobnie jak u nas np. we Wrocławiu Gł. w urządzeniach półblokowych - naciskamy początek i koniec drogi przebiegu, a urządzenia nastawiają drogę i wyświetlają sygnał, o ile nie ma przeszkód do jazdy). I to nastawianie wg jakiegoś rejestratora było używane do godziny na krótko przed katastrofą. Po katastrofie również działało, co potwierdzono eksperymentem. I ta skrzynka jest odpowiednikiem naszych przycisków do nastawiania zwrotnic wyłączonych z przebiegowego nastawiania, tylko tam są klucze, prawdopodobnie celem ścisłej reglamentacji ręcznego sterowania. A amperomierz - amperomierzem prądu nastawczego. Eksperci zauważyli ponadto, że kolizyjna jazda była widoczna na planie świetlnym przez 5,5 km.
Ta katastrofa jest bezlitośnie prosta, śledczy muszą ustalić tylko, dlaczego dyżurny przeszedł na ręczne nastawianie a potem nienależycie obserwował plan.
W sieci jest nagranie, jak wydając rozkaz na radiu upewnia maszynistę: Jedziesz, jedziesz...