Dla mnie sprawa jest prosta. Linia nie rentowna - likwidacja, a nie "zamykanie". Zamknąć to sobie mogę kiosk z gazetami na rogu....
No nie za bardzo się zgadzam. Jak linia jest teraz nierentowna to się zawiesza na niej ruch, a nie likwiduje. Nigdy nie będziesz miał gwarancji, że nie pojawi się chętny, który będzie zainteresowany przewozami. Likwidacja jest drogą w jedną stronę, zawieszenie ruchu nawet przy założeniu, że ktoś będzie to rozkradał, niesie za sobą niższe koszty w razie przywrócenia ruchu, aniżeli budowa od nowa. Poza tym to rozwiązywanie problemu od złej strony, bo przede wszystkim należy wprowadzić rozwiązania kontrolujące skup złomu i przeciwdziałające takim kradzieżom.
Z innej beczki - trzeba tu jeszcze wspomnieć o dotychczas niewspomnianym czynniku, mianowicie naszym prawie. Jak chcecie mieć dostęp do drogi, to go macie z mocy prawa (każda działka musi mieć dostęp do drogi). Jak chcecie mieć bocznicę, to jak już sobie ją zbudujecie to musicie jeszcze:
- uzyskać świadectwa dopuszczenia na tor, rozjazdy i ewentualne inne zabawki w UTK, co będzie trwać. I to długo;
- opracować różne stosowne przepisy wewnętrze albo ewentualnie wykorzystać przepisy przewoźnika / zarządcy;
- opracować regulamin pracy bocznicy i uzgodnić go z zarządcą;
- a potem zanieść to wszystko w zębach do UTK celem zatwierdzenia i wydania świadectwa bezpieczeństwa.
I już po paru miesiącach / latach możecie jeździć. Prawda, że proste?
Niestety, nasz rodzimy ustawodawca wychodzi z założenia, że jak przedsiębiorca buduje albo posiada bocznicę, to na pewno po to, żeby się koniecznie wykolejać na niej, a nie wywozić towary z fabryki. Bo przecież to chyba logiczne, że przedsiębiorca zarabia na wykolejonych wagonach, a nie dostarczeniu towaru do klienta... Więc ustawodawca traktuje przedsiębiorcę jak idiotę i nakazuje mu wypełnienie tony papierków. Póki więc szanowny ustawodawca się nie opamięta i nie oczyści naszego prawa z idiotyzmów, które tam narosły przez lata, cięzko będzie mówić o konkurencyjności kolei względem dróg.
Dla mnie osobiście strasznie smutne jest, że w tym kraju zmiany na lepsze na kolei, wynikają z dyrektyw Komisji Europejskiej, a nie inicjatywy własnej. Ministerstwo właśnie ogłosiło, że naciska na PLKę na obniżenie kosztów. Fantastycznie, tylko nikt nie mówi, że mamy o to sprawę przed Trybunałem w Unii, która oskarża nas, że przewoźnicy opłacają wszystkie koszty PLKi, niezależnie od sensu. Więc w nowej dyrektywie o jednolitym obszarze kolejowym, Komisja napisała jak dla prostego chłopa na polskiej roli, że przewoźnik może opłacić tylko wynikające z przejazdu konkretnego pociągu. A nie koszty SOKu czy rozbuchanej administracji...
Można by tych przykładów jeszcze trochę pociągnąć, ale nie chce mi się denerwować w piątkowy wieczór...