Oto nasz rozkład jazdy na środę :)
« Dodano: 01 Czerwca 2011, 22:58:16 »
Witajcie,
już wróciłem do domu i nie mogę się powstrzymać, aby Wam o tym opowiedzieć. PKP IC dało wielką plamę, zero poinformowania dla konduktorów. Mimo tego nieporozumienia, podróż była wspaniała, później dodam zdjęcia. Ale co się konkretnie stało?
Kolega Piotr na kilka dni przed wyjazdem pytał się w kasie PKP IC, czy na pewno może jechać. Podał datę urodzenia (luty 1995) i pani w kasie potwierdziła – tak, możesz jechać. Dzisiaj, 1. czerwca 2011 o 5:07 odjeżdżamy Ex Neptun z Warszawy Centralnej do Gdańska, mamy tylko miejscówki na 1. klasę.
Mijamy W-wę zachodnią, Włochy, Błonie.... wchodzi konduktor i prosi o bilety. Piotr, jako nasz "organizator" podał miejscówki, a my podaliśmy legitymacje. My dwaj (Ja i Piotr) urodziliśmy się kolejno w marcu i lutym 1995. roku, więc mieliśmy ukończone 16 lat, nasi dwaj towarzysze urodzeni byli później. Ja, jako że siedziałem najbliżej drzwi (byliśmy w przedziale) podałem legitymację jako pierwszy. I tutaj zaczynają się problemy. Szanowny pan niedoinformowany konduktor mówi, że ja i Piotr nie możemy skorzystać z tej oferty, gdyż urodziliśmy się o kilka miesięcy za wcześnie. My zaprzeczamy i mówimy jakie są konkretne warunki oferty. Ale nie... pan konduktor upiera się przy swoim. Spisał nas dwóch i poszedł dalej sprawdzać bilety. Ja jeszcze raz komórką sprawdziłem dokładnie co i jak, o co chodzi... powrócił za jakieś 15 minut i mówi, że albo pisze mandat i wysiadamy w Toruniu, albo płacimy za bilet do Gdańska. Wybraliśmy to drugie, bo mieliśmy trochę pieniędzy. Stuka tym swoim długopisem w ten komputerek i mówi: -To będzie razem 120 złotych (kwota przybliżona). A po chwili: – Na osobę.
Poddenerwowani znów zaczęliśmy się z nim kłócić, że to jednak my mamy rację. W końcu ulegliśmy i kupiliśmy bilet na 2. klasę. Razem wyszło to prawie 170 złotych na nas dwóch. W Iławie zmienia się obsada, jest nowa miła konduktorka. Wysłuchała naszej historii i powiedziała, że zaraz coś wymyśli. W Tczewie zaproponowała nam, abyśmy poszli do punktu obsługi klienta w Gdańsku i tam się domagali swego, gdyż ona doskonale wie, że nie liczy się miesiąc urodzenia a rocznik. No dobra, jedziemy do Gdańska, prosto do informacji. A tam pani mówi nam tak: -Urodziliście się przed 1. czerwca 1995 roku? My potwierdziliśmy. -No to nie jestem pewna, ale poczekajcie. Wybrała się na zaplecze. Po chwili wraca z wielkim segregatorem, wyjmuje jedną kartkę A4, na której wyraźnie jest napisane, że "oferta obejmuje wszystkich urodzonych w 1995. roku i później". Dopiero teraz się uspokoiliśmy. Od siódmej-ósmej rano do dwunastej byliśmy bardzo poddenerwowani. Pani z Gdańska powiedziała, że musimy pojechać do Warszawy i tam dochodzić o zwrot pieniędzy.
A poddenerwowani byliśmy dlatego, że nie mieliśmy pieniędzy. Ja miałem 40 złotych, a za to nie wrócilibyśmy do Warszawy. Dopiero, gdy pani w Gdańsku powiedziała, że my mamy rację, na spokojnie pojechaliśmy z kopią dokumentu oferty w dalszą drogę – do Poznania.
Wsiadamy w TLK z Gdyni do Zielonej Góry. Oczywiście sytuacja powtarza się, jednakże w tym miejscu mamy dokument i konduktor nie ma żadnego "ale". Poznań. Ex Bolesław Prus ze Szczecina do Warszawy Wschodniej, odjazd chwilę przed 19. Siadamy sobie w 2. klasie, całkiem pustej, bezprzedziałowej, mimo że mamy miejscówki na 1. klasę. Ale tam było duszno i mało wygodnie, wiec poszliśmy właśnie do ostatniego, bezprzedziałowego wagonu. Sytuacja powtarza się, ale mamy papier i wszystko jest w porządku. Stoimy jakieś 30 minut w Bednarach, bo zrobił się korek, w Warszawie Centralnej jesteśmy chwileczkę przed 22. Kierujemy się do informacji na centralnym.
I tutaj komedii ciąg dalszy. Opisujemy sytuację pani w informacji a ta znów upiera się przy tym, że liczy się miesiąc a nie rocznik. Zmienia zdanie dopiero, gdy pokazujemy jej papier od pani z Gdańska. Ta idzie na zaplecze i przychodzi z małą karteczką, mówi: -Zanieść tam lub wysłać oryginał biletu W-wa – Gdańsk oraz opis całej sytuacji i czekać na odpowiedź. Daje nam tę karteczkę i co? KRAKÓW! Dopiero rozpatrzą reklamację. Jak się to potoczy dalej – zobaczymy. Jakoś nie spisaliśmy numeru konduktora.
To jest po prostu śmiech na sali. W przeddzień wyjazdu pani w kasie mówi, że możemy jechać, konduktor mówi że nie możemy – płacimy 170 złotych za bilety. Następnie nowa konduktor mówi, że to my mamy rację i że jednak możemy, następne pani w Gdańsku również ma wątpliwości. Dlaczego nie ma jednej, wspólnej wersji tego papieru/dokumentu? Przez te 4/5 godzin na darmo się denerwowaliśmy. Co o tym sądzicie?