[OT]Taaa... pamiętam jak jeszcze w Warszawie mieszkałem i właśnie z mamą, tatą i siostrą wracałem z Radomia, miałem 3 latka (w 1998 roku to bylo :P) kiblem jechaliśmy, nie wiem jaki bo wtedy uwagi nie zwracałem, był to kibel bo plastikowe siedzenia były xD To o 21:00 wracaliśmy i coś się spieprzyło, siedzieliśmy z mechanikiem w kabinie :) najpierw zgasły reflektory, potem zgasło podświetlenie przyrządów, migało oświetlenie kabiny, i zgasła sprężarka. Ale stracha miałem xO Potem woltomierz główny pokazywał tylko 1,5 kV a za chwile 4 :O. Wyłącznik szybki poszedł, a lok się zatrzymał. Mehcanik mnie wziął ze sobą i wyszliśmy na zewnątrz (zaprzyjaźniony był :)) Okazało się, że z podniesionych patyków leciały iskry, i zbyt dużo prądu poszło. W wyniku tego implodowały reflektory i je rozsadziło (najpierw na chwile się na biało zaświeciły, potem się ściemniły i słychać było zbicie szkła). Po 30 minutach stonka po nas przyjechała, ale gdy się podczepiła to nam patyki opadły :> Potem powoli się dotoczyliśmy do Warszawy, a dojechaliśmy o 1:14. Pamiętam to jakby to było wczoraj, to była rzecz która mnie najbardziej przeraziła w życiu.[/OT] No i se powspominałem <oops>