Współczuć tylko mechanikowi, który wtedy zjeżdżając od strony Jordanowa do Chabówki widział tylu debili na torach. W takiej sytuacji, choćby pociągnął w nagłe to i tak z tej matki, (co z dzieckiem na rękach wskoczyła na środek toru, którym ta TLK wjeżdżała) poza przemieloną kupą mięsa nic by nie pozostało.
Mnie się tylko przypomina służba, kiedy "Krakowiankę" brałem na głównym we Wrocławiu. Po przejechaniu Św. Katarzyny na radio idzie krzyk, że InterRegio w postaci EN57 trzepnął faceta z rowerem na jednym z dzikich przejść (jakieś działki, czy coś). Tam kible są wytrasowane na 100 km/h, pospieszne na 120 były (wówczas jeszcze rozkładowo nic tam nie chodziło 160 km/h). Do człowieka nawet nie trzeba było schodzić z jednostki, noga urwana za jednostką jakieś kilkadziesiąt metrów. Reszta w zasięgu moich reflektorów. Jakby nie szybkie hamowanie to bym mu przyłożył od drugiej, bo głowę miał przy lewej szynie mojego toru. Opóźnienie w Krakowie Głównym było około 180 minut. Konduktor wołał by przytrzymać ostatnią Krynicę, bo ludzie są na przesiadkę. Z racji opóźnienia przytrzymali ale ostatni Tarnów, który z +20 wyjechał z głównego. Najgorsze dla ucha było pytanie, już po zakończeniu prac prokuratora i ściągnięciu pofragmentowanego ciała do worków (tak, bo do tej nogi co leżała kilkadziesiąt metrów za jednostką musieli się cofać specjalnie, bo sobie zapomnieli zabrać). "Czy pojedzie Pan dalej?", odpowiedź: "Boję się". Więcej pytań na radio nie było. Każdy rozumiał, przyjechał inny, który miał pogotowie. Może niech to niektórym unaoczni co później przechodzi maszynista. Chociaż to też zależy od człowieka, bo znam zawodnika, który powie "po co się wpie******, widział, że jadę to jego wina".
Odnośnie świeżo upieczonych mamusiek, to czasem mnie się wydaje, że cały Świat powinien je pilnować, gdyż po urodzeniu mają klapki na oczach i to nie tylko ta na filmie.