Oj tam, socjalistyczna bezwładność. Kiedyś partia dawała kasę, jak dawała za mało, można było poprotestować. Nikt wtedy nie pilnował, na co są wydawane pieniądze, nikomu nie zależało na zadowoleniu klientów i usprawnianiu tego, co można by usprawnić. Podejście "my jesteśmy od tego, żeby wykonywać swoją pracę", a że praca ta nie odpowiada potrzebom rynku, to nikogo nie obchodziło, bo w socjalizmie inne były priorytety. Po 1989 roku ludzie dorwali się do samochodów i mogli wreszcie się wypiąć na kolej. A kolej nie zauważyła, że teraz pieniądze dostaje od klientów, o których musi dbać, bo inaczej oni sobie znajdą inną alternatywę. Protestować już też nie bardzo jest wobec kogo. Takie Przewozy Regionalne należą teraz do samorządów wojewódzkich i jak marszałek zdecyduje, że nie chce mieć owej firmy u siebie, to zwalniani pracownicy mogą mieć tylko pretensje do siebie i swoich znajomych, że do wyboru takiego marszałka się przyczynili. Reszta kolei też tak funkcjonuje - wykonują "swoje obowiązki", do których raczej nie należy dbanie o zadowolenie klienta i wymyślanie, co by można było zrobić (ulepszyć), żeby klientów było więcej. Ustalanie sztywnych reguł funkcjonowania dla ogromnej firmy ("powinno się robić x i robić to tak...") może się kończyć tym, że nie mają one sensu z racjonalnego punktu widzenia, nie mówiąc o poziomie wizji funkcjonowania całego systemu. Nie ma wizji, trudno określić jaka zmiana da najlepszy efekt, nie przekłada się to na konkretne projekty i nie ma jak wykorzystać dofinansowania. Będzie gorzej, drożej, aż w końcu będzie się opłacało sprzedać wszystkie szyny na złom. Wtedy dopiero może ktoś wpadnie na pomysł, że można zbudować kolej i że się to może opłacać, jak się to właściwie zorganizuje.