0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
W Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie znajdują się m.in. zeznania pilotów samolotu JAK-40, którzy w momencie lądowania rządowego Tu-154M byli na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj. Przylecieli wcześniej z dziennikarzami, którzy następnie pojechali do Katynia. Piloci zostali na miejscu i czekali na lądowanie tupolewa. – Załoga wyszła z samolotu, by zobaczyć lądowanie Tu-154M 101. Wiedzieliśmy, że ląduje, bo tak było słychać w radiu. Podczas naszej rozmowy z załogą Tu-154M 101 nic nie wskazywało na to, by mieli jakiekolwiek problemy. Nie korespondowaliśmy z tamtą załogą, tylko prowadziliśmy nasłuch. Gdy czekaliśmy na lądowanie tamtego samolotu, nie mieliśmy kontaktu wzrokowego. Słyszałem odgłos silników, który wskazywał, że samolot podchodzi do lądowania. Po chwili słychać było zwiększenie mocy silników. Słychać było również, że zwiększenie mocy było do maksymalnych obrotów. Usłyszałem wybuchy, a potem dźwięk gaśnięcia silników. I po wszystkim nastąpiła cisza – zeznał Rafał Kowaleczko, członek załogi JAK-40, który został przesłuchany kilka godzin po katastrofie 10 kwietnia 2010 r.