Jaka by nie była ekipa rządząca, to by pojechali na miejsce katastrofy. A jakby nie pojechali, to by były zarzuty, że rządzący mają gdzieś tragedię ludzi (patrz powódź 1997). Stan kolei, czy ogólnie nawet transportu, to nie jest kwestia jednego rządu, na to pracowali wszyscy co najmniej od końca II Wojny Światowej.