Wnioskując o pożarze podwozia, i tekście o silniku, to wychodzi na to, że przy "ostatniej drodze" mógł się porządnie zagrzać wirujący w czasie jazdy silnik trakcyjny, bo mógł być uszkodzony. Dym z wnętrza - mógł dostać się przez kanały chłodzące dalej przez wentylatory do lokomotywy. Ale skoro to było parę godzin wcześniej, to dawno by ostygł, jeszcze przy tych mrozach, do temperatury otoczenia. A silnik obracany bez prądu staje się prądnicą. Może jakieś zwarcie... Chociaż napięcia/prądu na manewrach nie dawał dużego, ew wcześniej w czasie podróży.
Takie moje czysto teoretyczne rozumowania.