A z moich ostatnich podróży koleją też wynikło ciekawe spostrzeżenie - jadąc na trasie Warszawa - Opole w jedną stronę jechałem 5:19 a w drugą 5:12. Niby OK, ale haczyk tkwi w trasie. W stronę Opola jechałem TLK "Konopnicka" przez Koluszki, Częstochowę i Lubliniec (tak, linią 61 i 144 :) i zwłaszcza na tym odcinku wlekliśmy się najbardziej). W drugą stronę wracałem już IR 61126 przez... Gliwice, Katowice, Sosnowiec i CMK, czyli w jedną stronę 323 km a w drugą już 424 km :). I jak tu nie kochać polskich kolei... O dziwo oba pociągi przyjeżdżały na stacje punktualnie O.O. Mnie się podróż nie dłużyła, ale współtowarzyszom z przedziału na nerwy działały "prędkości Śląskie" pokroju 30km/h. Co ciekawe, już na samym początku podróży wynikła stresująca sytuacja, bo na tor 4 na Centralnym (na tablicach i przez megafon była już zapowiedziana Konopnicka) podano... Ex Tatry do Zakopanego. O.O Pasażerowie napadli na pociąg, ale równie jak w niego wsiedli, zaczęli z niego wypadać. Zaraz polecieliśmy do kierpocia, a on sam oczy w słup, patrzy na tablice i krzyczy przez krótkofalówkę, żeby zmienić napisy i nie dezorientować pasażerów (ciekawe ile osób zostało wywiezionych w góry zamiast do Wrocławia). Przez ten czas na tor 3 wtoczył się nasz skład (jakim więc cudem można było sobie pomylić pociągi między sztywno przypisanymi peronami?).
Odnosząc się do tego artykułu z pierwszego posta powiem tak - jako rocznik '92 nie było mi dane zakosztować kolei w latach PRLu, jednak dzięki obecnej sytuacji jest to ciągle możliwe, za co w sumie jestem wdzięczny "losowi". Jednak mamy XXI wiek i czas postkomuny na torach, chcąc nie chcąc, powinien się skończyć. :)