Nie pamiętam jakie, ale jakieś nowe auto też mnie właśnie zdziwiło, nie miało przekaźników. Tych Filipsów +30 i więcej % nie opłaca się kupować. Ja kupiłem, założyłem, wkręciłem sobie, że mocniej świecą, a do bagażnika 2 żarówki "no-name", chyba czeskiej produkcji schowałem. Po prawie równych 3 miesiącach spalił mi się żarnik od "mijania" w jednej z nich. A miałem wtedy już początek końca regulatora napięcia na alternatorze - lekka "dyskoteka", minimalnie, ale na prawdę nie dużo, wyższe napięcie ładowania niż nornalnie. Żarówa nie wytrzymała. Wsadziłem czeskiego "no-name". Było już szaro, więc lampy mocno świeciły. I najlepsze jest to, że nie było widać jakiejkolwiek różnicy. Ford Sierra MK2 2,0i OHC EFI, reflektory z dopałami, 2 miesiące wcześciej czyszczone oba dokładnie (odbłyśnik też). 2 tygodnie później poszła druga. Też znieniłem na "no-name". W tym tygodniu miałem sporą awarię - padł do końca regulator napięcia (jak na ironię wracałem właśnie z nowym z "Hella" do domu z Inter_Cars'u) i na jałowych obrotach miałem 17 [V], przy 2 tysiącach już 18,5 [V]. Zagotowałem akumulator zanim dojechałem. Ale żarówki wytrzymały, mimo, że jechałem tak 10 kilometrów z niedużą prędkością - popołudniem przez Bielsko-Białą z północy na południe, czyli wiadomo, korki jak... Filipsy to pewnie by mi eksplodowały.
Dla tego zakup droższych żarówek - po moich doświadczeniach - jest wg mnie nieopłacalny. A i dodam, że te "no-name" nieraz chwytałem za szkło, zamoczone porządnie były, na wilgoci leżały. Jeżdżę na nich (jak kupiłem Sierkę - 09-12-2010 już były) do teraz i nic absolutnie do chwili obecnej (tj. 21:20 dnia 15-09-2011 roku) się z nimi nie działo.