A, no to już rozumiem czym jest ten "pierwszy przedział za pomieszczeniem maszynisty" w artykule. W sumie nigdy nie miałem (jeżdząc z Warszawy z roboty, do Skierniewic) odwagi na chama się wepchać do pierwszego przedziału licząc od czoła pociągu, inni też respektowali tąę zasadę, że jest to przedział służbowy. (Wprawdzie w tym przypadku jeździły dwie jednostki, ale ludzi było i tak po same uszy) Może kierownik pociągu spanikował, że zanim dobrodusznie pozwolił ludziom wejść do służbowego, to wlali mu się tam sami. Jeden człowiek przeciwko tłumowi, bał się, że straci kontrolę nad tym wszystkim, co się dzieje w pociągu powierzonym jemu do opieki, i w panice zaczęła się nerwówka i sypanie bluzgami. To jedyne wytłumaczenie pyskówy, która się wywiązała. Nie rozumiem za to dyżurnej ruchu, chyba wyszła prosto z PRL-u łaskę robiąc wszystkim, że cokolwiek człowiekowi odpowie. Nawet, jeżeli nie musiała się tłumaczyć, czemu drużyna jest taka nerwowa, to mogła wyjaśnić to (że nie jest od odpowiedzi na to pytanie) o wiele grzeczniej i spokojniej. A tak, tylko powiększała nerwówę.
Moim zdaniem, policja powinna pomóc wyegzekwować potwierdzenie tożsamości kierownika pociągu. Okazać legitymację potwierdzającą uprawnienie do wykonywania czynności służbowych to jest jego zafajdany obowiązek, jako osoby pracującej przy obsłudze transportu publicznego.
ps. Posłać krawężniki na dworce, i tłumoki tylko podejdą, pogadają, żeby nie było, i uciekną dalej. Byłem kiedyś świadkiem sytuacji na centralnej, ludzie się tak nerwowo pchali do pociągu (dalekobieżny, ludzi dużo, chcieli zająć dla siebie szybko miejsce na całą podróż), że patrol policji, złożony z sierżanta i starszego posterunkowego, uspokajał autorytetem munduru lud, bo inaczej to starsza kobieta z bagażami została by wprasowana w ścianę wagonu obok drzwi. Profesjonalizm - tamci policjanci wiedzieli, po co wstapili do policji, i zadbali o ład publiczny!
ps2. A gdyby tylko można było zamknąć w tamtej jednostce te pierwsze drzwi, nie było by całego zamieszania.
Iwan